Śmierć w Sarajewie – w kinach od 21 października ŚMIERĆ W SARAJEWIE reż. Danis Tanović scen.: Danis Tanović zdj.: Erol Zubcević muz.: Samir Foćo prod.: Francja/Bośnia i Hercegowina 2016 (85 min) Srebrny Niedźwiedź na MFF w Berlinie’2016 „Susan Sontag miała rację: XX wiek zaczął się na Bałkanach i na Bałkanach skończył – przypomina w filmie Danisa Tanovicia „Śmierć w Sarajewie” jeden z historyków. Jest rok 2014, w setną rocznicę zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie szykowane są telewizyjne programy, luksusowy hotel czeka na unijnych oficjeli. W jednym z pokoi obserwowany przez kamery monitoringu, grający sam siebie Jacques Weber ćwiczy – podobnie jak w sztuce „Hotel Europa” Bernarda-Henriego Lévy’ego, która była dla Tanovicia inspiracją – swój monodram o przeszłości i teraźniejszości. Nie da się ich w „Śmierci w Sarajewie” rozdzielić. U Tanovicia na dachu toczy się ostra batalia o historię. Przed kamerami telewizji zjawia się nawet Gavrilo Princip, potomek słynnego zamachowcy sprzed stu lat: ma broń i mnóstwo argumentów, by bronić Serbów i oskarżać Bośniaków. Kilka pięter niżej swoją rewoltę szykują nieopłacani od dwóch miesięcy pracownicy – podczas wieczornej uroczystości chcą ogłosić strajk. Dyrektor hotelu nie zamierza do tego dopuścić. Pomysł na „Śmierć w Sarajewie”, która próbuje wytrącić europejskiego widza z komfortu, mógłby zostać przeprowadzony subtelniej. Pięknym pokojom, świeżym koszulom i przygotowywanej na wieczór „Odzie do radości” Tanović przeciwstawia odrapane piwnice i ciemne korytarze „klasy pracującej”. Sympatycznej matce od 30 lat zakopanej w hotelowej pralni – niedobrego szefa, który współpracuje z gangsterami i próbuje wymusić na podwładnej seks. Nawet dyskusja buńczucznej dziennikarki i sfrustrowanego Principa staje się zbyt wykoncypowana. – Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. Ale w Bośni nie było zwycięzcy – mówił w Berlinie Danis Tanović. – Każdy coś wtedy stracił i coś chce odzyskać. Tylko nie wiadomo co: w szkołach oddalonych od siebie o kilka kilometrów o tej samej historii nauczyciele uczą zupełnie inaczej. Grająca dziennikarkę Vedrana Seksan opowiadała z kolei o „piekielnych kręgach, przez które wciąż przechodzi Bośnia”. I silnej rewolucyjnej energii, „grawitacji”, która idzie „z dołu, z poziomu piwnicy”. – Posługujemy się tym samym językiem, czytamy te same książki, a nie umiemy się porozumieć. Skoro ludzie w Bośni nie potrafią ze sobą żyć, to nikt nie potrafi – podkreślał reżyser. Publicystyczna, choć momentami trzymająca w napięciu jak rasowy thriller „Śmierć w Sarajewie” sugeruje wręcz, że zgody być nie może: nie da się ustalić jednego spojrzenia ani na Srebrenicę, ani na zamach w 1914. Bo czy Ferdynand był w Sarajewie gościem czy okupantem? Zamachowiec Princip to szlachetny idealista, bohater czy morderca? Jaki sens ma zresztą historia, skoro – przypomina Jacques Weber – świadomość Holocaustu nie zapobiegła Srebrenicy? Na tygiel emocji i polityczno-etnicznych podziałów nakłada się konflikt społeczno-ekonomiczny: hotel tonie w długach, szef ma nóż na gardle i odreagowuje na podwładnych. Pojawia się łatwa sugestia, że wszystkiemu winne są wielkie korporacje, panowie w kołnierzykach i wszelkiej maści kapitalistyczne demony. Paweł T. Felis – GAZETA WYBORCZA 17.02.2016